2 paź 2016

Rozdzial 18

Od zawsze nienawidziłam tego miejsca. Od razu kojarzyło mi się z czymś okropnym, przykrym, zimnym i nieprzyjemnym. Blado niebieskie ściany jeszcze bardziej sprawiały, że budynek wydawał się być chłodny i wprawiający w dreszcze. Zapach tu panujący zawsze wywoływał u mnie mdłości. Tym razem odczucia z jakiegoś powodu były intensywniejsze. Momentami pilnie potrzebowałam nabrać do płuc świeżego, czystego powietrza. Gotowa byłabym wyskoczyć po nie przez okno. Była godzina około siedemnastej, a my siedzieliśmy tak już około godziny. Maddie była tutaj już od rana, i miała trochę więcej cierpliwości niż Justin, który chodził w tą i z powrotem, klnąc pod nosem. Oparłam głowę o ścianę i nabrałam głęboko powietrza.
-Możesz usiąść? Takie łażenie w niczym nie pomoże.
Spojrzałam na Maddie, a potem na Justina. Nie reagował na słowa siostry. Jakby w ogóle ich nie słyszał. Albo nie miał ochoty najzwyczajniej w świecie odpowiadać. Przejechał dłońmi po zmęczonej twarzy i odgarnął do tyłu włosy.
-Słyszysz? Usiądź.
-Ile mogą robić te pieprzone badania, mieli na to cały dzień.
Maddie spojrzała na niego trochę zaskoczona, a później przeniosła wzrok na mnie. Justin przesadzał. Był niecierpliwy, ale nie powinien się tak zachowywać. Przełknęłam ślinę i przeniosłam wzrok z Maddie na Justina.
-Justin, nie potrzebnie się denerwujesz. Muszą zrobić wszystkie badania, jakie są tylko możliwe. Nie mogą niczego przeoczyć, chodzi przecież o zdrowie Twojego taty.
Zaczerpnął więcej powietrza, ale nadal nie miał zamiaru usiąść. Położyłam dłoń na krzesełku obok mnie, wskazując miejsce.
-Kochanie, możesz koło mnie usiąść? Proszę.
Przystanął i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się lekko, a Justin usiadł obok mnie i chwycił moją dłoń, plącząc ze sobą nasze palce, i lekko je ściskając. Podniosłam na niego wzrok, a Justin nachylił się i pocałował mnie delikatnie w usta. Uśmiechnęłam się i poprawiłam na krzesełku.
-Jesteś zmęczona, powinnaś się przespać. Mogę odwieźć Cię do Maddie.
-Nie, nie jestem. Chcę tu zostać.
Justin pocałował mnie w czoło, a ja oparłam głowę o jego ramię. Spojrzałam na Maddie, i zdałam sobie sprawę, że cały czas nas obserwowała. Uśmiechała się szeroko, ale ja szybko spuściłam wzrok, odpowiadając jej lekkim uśmiechem. Justin miał racje, byłam zmęczona, i obawiałam się, że mogę tak zasnąć na jego ramieniu, ale nie chciałam zostawiać go samego. I nie chodziło o to, że jest tu Maddie, po prostu musiałam tu teraz być razem z nim. Cieszyło mnie to, że tak przejmował się tatą. Mimo ich słabych relacji, widać było, że nie chce stracić ojca. Miałam nadzieję, że to może da początek czemuś nowemu. Bardzo bym tego chciała. Spojrzałam na przecudowny pierścionek, który miałam na palcu, i zdałam sobie sprawę, że chciałabym się tym podzielić z moimi rodzicami. Chciałabym móc zobaczyć ich reakcję. Tata byłby przeszczęśliwy. Wyprostowałam się nagle, gdy usłyszałam otwierające się wielkie szklane drzwi. Justin wstał i pośpiesznie podszedł do lekarza.
-Pan z rodziny?
-Tak, jestem synem.
Justin odpowiedział, jakby to było oczywiste dla wszystkich, a ja podeszłam do niego i złapałam go za rękę.
-Proszę bardzo, w takim razie może pan wejść. Ale nie na długo, bo pacjent potrzebuje snu.
Justin ścisnął moje palce, a po chwili puścił je i zniknął za drzwiami. Odwróciłam się w stronę lekarza rozmawiającego z Maddie.
-Wszystko jest w normie. Pacjent wyjdzie z tego, jak najbardziej. Ale będziemy musieli zostawić go na obserwacji przez kilka dni, chcemy mieć jasność.
-Dziękuję panie doktorze.
Maddie z ulgą podziękowała lekarzowi, i usiadła na miejscu, gdzie przed chwilą siedział Justin. Zajęłam miejsce obok niej, a ona szybko złapała mnie za rękę.
-Gratuluję.
Spojrzałam na pierścionek, i wiedziałam, że mówi o zaręczynach.
-To niesamowite.
Uśmiechnęłam się, i jeszcze raz dokładnie przyjrzałam się ozdobie na moim palcu. To naprawdę było niewiarygodne.
-Justin będzie dobrym mężem.
-Wiem.
Odpowiedziałam szybko, nad niczym się nie zastanawiając. Co do tego byłam przekonana w stu procentach.
-I ojcem też. Mellanie kocha Justina nad wszystko.
Poczułam jakieś nieznane do tej pory ukłucie w brzuchu. Uśmiechnęłam się sama do siebie na tę myśl. Nie musiałam się jednak na razie nad tym zastanawiać. Wszystko było przed nami.
-Justin bardzo się zmienił.
Spojrzałam na nią, zakładając nogę na nogę. Uśmiechnięta oparła głowę o ścianę, z zamiarem chyba opowiedzenia mi czegoś. Szczerze chciałam tego wysłuchać.
-Zawsze wdawał się bójki, kłótnie, szarpaniny. Nawet wtedy gdy był mały i mama jeszcze żyła. Jest teraz dorosłym człowiekiem i wiem, że zmądrzał, wydoroślał, to normalne. Ale to w dużej mierze twoja zasługa.
Maddie spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
-Justin jest wyjątkowym człowiekiem. Mam szczęście.
-Widzę jak się zachowuje. Gdyby mógł, dałby Ci cały świat. Niczego poza Tobą nie widzi. Zakochał się. Chyba po raz pierwszy.
Uśmiechnęłyśmy się szeroko do siebie. Bardzo lubiłam Maddie. I bardzo chciałam, żeby Justin umiał porozumieć się z tatą. Dostał szansę, żeby to naprawić.

***

Otworzyłam gwałtownie oczy, nie zdając sobie sprawy gdzie jestem. Spojrzałam na pomieszczenie, i przypomniało mi się co właściwie tu robię. Popatrzałam na łóżko, i leżącego na nim tatę Justina. Nie spał. Obserwował nas, uśmiechając się blado. Siedzieliśmy z Justinem w fotelu, ja z przerzuconymi przez jego uda nogami, wtulona w jego tors, a Justin obejmował mnie ciasno, opierając swoją głowę na mojej. Słyszałam przy uchu jego cichy i równy oddech. Spał. Nic dziwnego, był wyczerpany i zdenerwowany. Wszystkie moje kości marzyły tylko o tym, aby się wyprostować, ale bałam się ruszyć, żeby go nie obudzić. Spojrzałam na wiszący na ścianie biały zegarek, i zdałam sobie sprawę, że minął kwadrans, odkąd spoglądałam na niego ostatnim razem. Potrzebowałam zdecydowanie więcej niż piętnaście minut snu. Ale teraz o to nie dbałam, musiałam zadbać o to, żeby nie obudzić Justina.
-Dzień dobry.
Powiedziałam cicho, delikatnie się poprawiając.
-Witaj, Skarbie.
-Jak się pan czuje?
-Zdrów jak ryba.
Zaśmiałam się cicho, przyglądając się mu. Uśmiechał się szeroko, jakby to, że tutaj jest w ogóle go nie obchodziło.
-Miło się na was patrzy.
Spuściłam wzrok, czując zakłopotanie. Słyszałam to dzisiaj już tyle razy, że nie mogłam mieć co do tego żadnych wątpliwości. Justin ruszył się pode mną, a ja zamarłam. Mruknął coś pod nosem i mocniej mnie przytulił. Nie miałam jak się ruszyć. Spojrzałam w stronę drzwi, gdy usłyszałam jak otwierają się. Maddie weszła do środka uśmiechając się do nas, a Justin poluźnił uścisk budząc się. Maddie siadła na skraju łóżka, zaczynając rozmowę z tatą.
-Jak długo spałem?
Powiedział to tak cicho, że tylko ja mogłam to słyszeć.
-Dwadzieścia minut, powinieneś przespać się w normalnym łóżku.
-Powinienem wypić kawę. Albo dwie.
Pocałował mnie w czoło, a ja wstałam z jego kolan, i ruszyłam za nim do bufetu.

***

Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy stoliku w pustym bufecie. Była godzina chyba dwudziesta. Justin pił kawę, a ja przesłodzoną gorącą czekoladę.
-Rozmawiałem z Maddie, i chce, żebyśmy zostali przez tydzień. Myślę, że to dobry pomysł, nie chcę zostawiać jej samej.
Uśmiechnęłam się na te słowa, ale po chwili spoważniałam, przyglądając się jego zmęczonym oczom. Cieszyłam się, że miał do tego właśnie takie podejście, ale nie sądziłam, że jest to dobry pomysł tak do końca.
-Jasne, że powinieneś, też jestem za, ale..
-Ale?
Zmarszczył brwi, odstawiając na stolik kubeczek.
-Ja powinnam wrócić. Nie mogę robić sobie kolejnego wolnego tygodnia.
-Możesz, mogę Ci to załatwić.
-Nie, nie możesz.
Nie chciałam, żeby znowu rozmawiał z Nathanem na ten temat. Musiałam wrócić, po prostu. Spojrzał na mnie trochę zdenerwowany.
-Nie chcę zostawiać cię samej na tydzień.
-Jestem duża poradzę sobie. Minie szybko, a jesteś tu potrzebny. Dla taty.
-Robię to dla Maddie.
Nie odpowiedziałam, przyglądając mu się. Wziął kolejny łyk kawy, unikając mojego wzroku.
-I dla niego też.
Dodał nieco ciszej. Czyli jednak tak było, nie chciał się do tego po prostu przyznawać.
-Więc wszystko jasne. Zadzwonię po Sam’a, przyjedzie po mnie.
-Ja cię odwiozę. Wezmę auto Maddie.
Chciałam wziąć kolejny łyk czekolady, ale gdy tylko przystawiłam ją do nosa, szybko zrezygnowałam. Była za słodka i było mi po niej jakoś dziwnie. Chyba się czymś zatrułam. Justin przymrużył oczy, przyglądając mi się.
-Co to było rano w hotelu? Coś ci dolega?
Spojrzałam na niego wielkimi oczami. Dlaczego do tego wracał?
-Nic. Zatrułam się czymś, jest w porządku.
-Właśnie widzę.
Wydawał się być chyba zły. Ale o co? W świetle stojącej na bufecie lampki było widać zarys jego zaciskającej się szczęki. I pulsującej skroni.
-Nic mi nie jest. A Ty chyba potrzebujesz snu.
Wstałam od stolika, ruszając w kierunku wyjścia. Wstał za mną pośpiesznie i zatrzymał, łapiąc za rękę. Był delikatny, nie chciał mnie wystraszyć.
-Zaczekaj. Musisz jechać?
Odwróciłam się w jego stronę, krzyżując na piersi ręce. Justin objął mnie w pasie, a ja odwróciłam głowę.
-Tak, Justin. Mam pracę. Ja i tak w niczym tu nie pomogę. To ciebie wszyscy tu potrzebują.
-A Ty?
Spojrzałam na niego przymrużając oczy. Nie rozumiałam go, zaczynał mnie powoli denerwować, wiedziałam do czego to wszystko się sprowadza.
-Jasne, że tak. Nie rozumiem po co o to pytasz.
-To zostań ze mną. Zawsze ci tak do niego śpieszno, poradzi sobie bez ciebie.
Złapałam go za ramiona, chcąc wydostać się z jego uścisku. Ale Justin nie chciał mnie puścić.
-Puść mnie.
Odeszłam o dwa kroki, gdy puścił mnie stanowczo.
-Masz zamiar się teraz kłócić?
-To ty znów zaczynasz ten sam temat. A ja nie mam zamiaru tego słuchać. Znowu. Wezmę taksówkę.
-Chloe.
Wyszłam na korytarz szybkim krokiem, nie zwracając uwagi na to, że Justin coś do mnie mówi. Nie miałam zamiaru, ani ochoty się kłócić.
-Chloe, do cholery, stój!
Złapał mnie mocno za ramię tak, że odwróciłam się gwałtownie w jego stronę. Wyrwałam szybko rękę, patrząc na jego zagniewaną twarz.
-Przepraszam.
Powiedział dużo ciszej, a rysy jego twarzy odrobinę złagodniały. Było to ledwo co wyczuwalne.
-Przepraszam.
Powtórzył i podszedł do mnie pewnym krokiem, przytulając mnie mocno do siebie, i pocierając dłonią moje ramiona. Nie mogłam nie odpowiedzieć na jego dotyk. Objęłam go pewnie w pasie i ścisnęłam powieki. Oby dwoje byliśmy zmęczeni, a ten dzień nie należał do dziesiątki ani nawet setki z ulubionych. Justin pocałował mnie kilka razy w głowę, i powiedział dużo łagodniej.
-Chodź, odwiozę cię.

***

Podparłam się łokciem o oparcie na drzwiach, przyglądając się jak krople deszczu łączą się w labirynt i układają w przeróżne wzorki na szybie. W tle cicho leciała zagłuszana przez wycieraczki muzyka, nadająca jeszcze bardziej monotonnego nastroju. Chciałam móc położyć się w swoim łóżku i odpocząć od wszystkiego. Od siedzenia w aucie czy samolocie, bolał mnie już tyłek, miałam dość tego jeżdżenia. Oderwałam się od tego przygnębiającego widoku, gdy Justin jeszcze bardziej ściszył muzykę.
-Zawiozę cię do Sam’a.
-Zawieź mnie do mnie, Sam na pewno śpi, jest przed północą.
-Nie będziesz spała w pustym domu.
Przekręciłam oczami, i cieszyłam się, że jest ciemno, a Justin tego nie widzi. To jego przekomarzanie się, i trzymanie się za wszelką cenę swoich racji było nie do zniesienia.
-Jestem duża, poradzę sobie. Zawieź mnie do mnie.
-W takim razie zabieram Cię do siebie.
Był stanowczy i skręcił właśnie w lewo. Tak więc jak mówił, zabierał mnie do siebie. Oparłam się wygodnie na fotelu, przyglądając się z powrotem kroplą deszczu.
-Nie potrzebnie to wszystko.
Powiedziałam pod nosem, a Justin zaparkował przed domem i zgasił silnik.
-Potrzebnie. Zostanę z Tobą na noc. Wrócę rano.
Spojrzałam w jego stronę i uśmiechnęłam się delikatnie. Ucieszyło mnie to. Justin wyszedł z auta i poszedł wypakować nasze walizki z bagażnika.

***

Stałam przodem do Justina, przyglądając się temu, jak strumienie gorącej wody oplatają jego ciało. Nadal był naburmuszony, i skupiał się jedynie na myciu moich włosów. Nawet na mnie nie spoglądał, tylko delikatnie masował skórę mojej głowy. Uwielbiałam jego szampon, pachniał przepięknie. Zamknęłam oczy i zasłoniłam je dłońmi, gdy spłukiwał pianę z mojej głowy. Gdy skończył, nalał na dłoń mniejszą porcję szamponu i zaczął myć swoje włosy. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale z powrotem szybko je zamknęłam, gdy odwrócił się do mnie tyłem. Poczułam lekkie rozczarowanie i zanim w ogóle zdążyłam zareagować, spłukał głowę i wyszedł z kabiny. Stałam tam jak wryta w ziemię, i przyglądałam się temu, jak owija się wielkim białym ręcznikiem w biodrach. Odgarnął do tyłu mokre głowy, i chwycił za drugi ręcznik.
-Wychodzisz?
Ocknęłam się, mrugając kilkakrotnie rzęsami, i wyszłam na dywanik obok zlewu. Justin owinął mnie ręcznikiem, a ja mocno naciągnęłam go na piersiach, żeby nie opadł na podłogę. Justin chwycił drugi, mniejszy ręcznik i zaczął wycierać w niego moje włosy. Był delikatny i podobałoby mi się to, gdyby nie jego mina.
-Nie będziesz się teraz do mnie odzywał?
Nie odpowiedział, ale rysy jego twarzy minimalnie złagodniały. Przejechał miękkim materiałem po mojej szyi i obojczykach.
-Dlaczego nie potrafisz zaakceptować mojej decyzji?
Nadal nie odpowiadał, a ja miałam tego po dziurki w nosie. Zachowywał się , jakby miał pięć lat a mama nie chce dać mu jego ulubionej zabawki. Jak także nie mogłam przystawać na wszystko, czego chciał, ale był dorosły.
-Daj to.
Złapałam za ręcznik, a Justin zmarszczył brwi.
-Zostaw, zrobię to.
-Sama sobie poradzę.
Wyrwałam mu ręcznik i ruszyłam w stronę drzwi. Nie ruszył się nawet z miejsca, a ja trzasnęłam za sobą drzwiami, wchodząc do sypialni. Być może przesadziłam, bo sama aż podskoczyłam, ale nie dbałam teraz o to. Wytarłam się pośpiesznie, i naciągnęłam na tyłek majtki. Słyszałam, że drzwi po cichu się otwierają, ale nie zamierzałam reagować. Był naprawdę nie do zniesienia, gdy próbował postawić coś za wszelką cenę na swoim. Nie mogłam pojąć dlaczego nie może zrozumieć tego, że mam swoje zdanie i nie może kierować cały czas moim życiem. Ale wszystko i tak sprowadzało się do zazdrości. Nathan był jego odwiecznym problemem. Oraz każdy inny facet, który przejdzie obok mnie na pasach, chodniku, czy w markecie. Justin stanął obok mnie, wyciągając z komody swoją szarą koszulkę. Spojrzał na mnie łagodniejszym wzrokiem i podał mi ją. Zrzuciłam na podłogę ręcznik, i tym razem przyciągnęło to jego uwagę. Ja jednak zabrałam ją od niego i pośpiesznie na siebie założyłam, wymijając go, i wracając do łazienki. Na szafeczce pod lusterkiem nadal leżała moja biała szczotka do włosów. Spojrzałam w lusterko i przeraziłam się odrobinę, przyglądając się swojemu odbiciu. Miałam zapadnięte i zmęczone oczy. Wyglądałam, jakbym za chwilę miała umrzeć.
-Rozczesać ci włosy?
Spojrzałam na stojącego w progu Justina. Nie odpowiedziałam jednak, tylko chwyciłam za szczotkę i zebrałam wszystkie włosy na jedną stronę, rozczesując je.
-Mogę ci w tym pomóc.
Lubiłam, gdy rozczesywał mi włosy, ale naprawdę nie miałam teraz na to ochoty. Jedyne czego chciałam to położyć się do łóżka i wtulić policzek w jego miękką białą pościel. Byłam prawie pewna, że zaśnięcie nie zajęłoby mi więcej niż dwie minuty. Justin nadal stał w progu, i przyglądał mi się uważnie. Odłożyłam szczotkę, a Justin podszedł obok mnie i chwycił nasze szczoteczki do zębów. Wręczył mi moją i lekko się uśmiechnął.
-Jeśli chcesz możesz się przespać, a rano wrócisz ze mną.
Nałożyłam na szczoteczkę pasty i zaczęłam szczotkować zęby. Justin poszedł w moje ślady.
-Maddie zrozumie jeżeli przyjedziemy trochę później.
-Justin, nie. Ty jesteś tam potrzebny, a nie ja. Współczuje, że tak się stało, ale pojutrze mam zajęcia. Jak to sobie wyobrażasz, że znowu mnie nie będzie. Na.. Nathan wszystkiego za mnie nie zrobi.
Justin wypluł do zlewu zawartość z ust i stanął naprzeciwko mnie.
-Ale ty jesteś uparta.. zawsze musi być po twojemu?
-To ty zawsze musisz postawić na swoim. I nie jestem uparta, tylko tobie nie da się tego przetłumaczyć. Kłócisz się ze mną jakbyś był w przedszkolu.
Odwróciłam się zaczęłam płukać usta.
-Co cię obchodzi Nathan, to chyba nie jest do cholery jego..
-Wystarczy!
Odwróciłam się i wyszłam z powrotem do sypialni. Justin ruszył za mną i usiadł na łóżku po swojej stronie.
-Chcę cię po prostu mieć przy sobie.
-To dziś masz pecha.
Odsunęłam kołdrę i chwyciłam za poduszkę. Byłam gotowa wyjść z nią z sypialni, ale Justin podszedł do mnie szybko i zagrodził mi drogę.
-Co ty robisz?
-Chce wyjść.
Próbowałam go wyminąć, ale mi na to nie pozwolił.
-Ale gdzie, i dlaczego z moją poduszką?
-Twoją? To proszę bardzo. Jeśli to bardziej ci odpowiada, to ty śpij w salonie.
Uderzyłam w niego poduszką, i odwróciłam się podchodząc do fotela. Zabrałam z niego koc i też wręczyłam Justinowi.
-Wyrzucasz mnie z łóżka?
-Dzisiaj śpisz sam.
Justin uśmiechnął się szeroko, a ja zmarszczyłam brwi.
-Nie rozumiem z czego się śmiejesz.
-Droczysz się, tak?
Chwyciłam za koc i poduszkę i wyrwałam ją Justinowi.
-A czy tak wyglądam? Dobranoc.
Wyszłam na korytarz i poczułam w pasie dłonie Justina. Nie miałam zamiaru się zatrzymywać, więc Justin złapał mnie za rękę i pociągnął do siebie.
-Chloe, co ty wyprawiasz? Mam spać sam?
-Możesz zadzwonić po Nathana.
Rzuciłam w niego tym co miałam w rękach i ruszyłam w stronę schodów. Justin nie miał zamiaru odpuścić i złapał mnie w pasie. Zmierzał w kierunku sypialni, zabierając po drodze koc i poduszkę. Próbowałam się wyrwać i zaprzeczać ale na nic się to nie zdało. Rzucił rzeczy na łóżko, a mnie postawił na dywanie.
-Przestań się już kłócić i śpij normalnie w łóżku.
-Nie chcę z tobą spać. Puść mnie.
Złapałam za jego silne ramiona próbując się odepchnąć ale to nie pomagało. Rutyna. Siadł na łóżku i złapał mnie za rękę, ciągnąc za sobą. Objął moje uda, delikatnie je głaskając.
-Ale ja chcę. Przestań się ze mną kłócić.
-Justin..
-Nie chcę spać bez Ciebie.
Spojrzałam na niego, i po chwili oby dwoje zaczęliśmy się śmiać. Zachowywaliśmy się naprawdę jak dzieci w przedszkolu. Justin ścisnął lekko moje uda i pociągnął mocno do siebie. Pocałował mnie w brzuch przez materiał, a ja objęłam go za szyję. Złapał mnie za kolano, chcąc żebym usiadła na nim okrakiem. Zrobiłam tak. Chciał mnie pocałować, ale ja się odsunęłam. Zastanawiałam się, czy tak właśnie miała skończyć się nasza kłótnia?
-Dlaczego mi to robisz?
Próbował pocałować mnie drugi raz, ale i tym razem odwróciłam głowę, byłam poważna.
-Chloe.. po prostu.. spędziłem z tobą taki cudowny tydzień.. nie chcę cię teraz zostawiać na kolejne kilka dni. Nie wiem czy wytrzymam je bez ciebie. Dlatego to wszystko.
-Nie chodzi o Nathana?
-Też..
Odpowiedział bez namysłu i stanowczo, ale po chwili chyba tego żałował. Odjął mnie mocniej w pasie, wsadzając nos między moje piersi.
-Chce już skończyć ten temat. Nie mam zamiaru jechać tam będąc w kłótni z tobą.
Powiedział szczerze, podnosząc na mnie wzrok. Chcąc nie chcąc uśmiechnęłam się. Zdawałam sobie sprawę, że zachowuje się tak też ze względu na tatę.
-Mogę cię pocałować?
Spojrzałam odruchowo na jego usta i dałam mu tym odpowiedź. Wsadził zniecierpliwione ręce pod moją bluzkę i przejechał palcami wzdłuż moich pleców. Wplątałam palce w jego wilgotne jeszcze włosy, a nasze usta złączyły się w zachłannym i pełnym namiętności pocałunku. Jego dłonie szybko znalazły się na moim tyłku, a palce pośpiesznie powędrowały pod koronkowy materiał.

 _________________________________
OD RAZU CHCE PRZEPROSIĆ ZA TO, ŻE ROZDZIAŁ NIE POJAWIŁ SIĘ TYDZIEŃ TEMU, ALE TAK JAK OBIECAŁAM ROZDZIAŁ BĘDZIE NIECI DŁUŻSZY, I BYŁ :)
MAM NADZIEJĘ, ŻE DOBRZE SIĘ CZYTAŁO I ZOSTAWICIE PO SOBIE JAKIŚ KOMENTARZ. BĘDZIE MI NAPRAWDĘ BARDZO MIŁO :) ŻYCZĘ MIŁEGO NIEDZIELNEGO POPOŁUDNIA MIŚKI :*

5 komentarzy:

  1. Jak ja to kocham..❤️❤️ Masz taki cudowny styl pisania ze moge czytać i czytać ����

    OdpowiedzUsuń
  2. Strasznie miło czyta się to ff :) Świetny rozdział i czekam na nexta ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudownie czyta się twoje ff zwłasza w szkole :D

    OdpowiedzUsuń
  4. Nareszcie znalazłam czas na przeczytanie ☺ Supiiii czekam na next 😂😍

    OdpowiedzUsuń