25 sty 2017

Rozdzial 40 cz. II

Justin
Obejmowałem Chloe w pasie, mocno ją do siebie przytulając. Starałem się być ostrożny i delikatny, była słaba i blada. Lekarz nie był za tym, ale Chloe uparła się, że chce już wstać. Chciała przekonać wszystkich, że ma już wystarczająco siły. Wiedziałem, że tak do końca nie jest, ale widziałem jaka jest szczęśliwa i jak błyszczą jej się oczy, gdy przyglądała się malutkiemu bobaskowi. Miał zaledwie cztery godziny. Chloe oparła głowę o szybę, i przejechała dłonią w dół, robiąc ślady. Nie przejmowała się tym. Uśmiechała się blado, a ja całowałem ją delikatnie w skroń i włosy. Sam nie mogłem napatrzeć się na nasze maleństwo. Był najukochańszym dzieckiem na calutkim świecie. Uśmiechał się i robił kwaśne miny przez sen. Chciałbym wiedzieć o czym śni.
-Czuje jak szybko bije Ci serce.
Chloe odwróciła się w moją stronę i oparła całym ciałem o szybę. Zamknęła na chwilę oczy i uśmiechnęła się słabo, ale po chwili z powrotem je otworzyła.
-Chcesz usiąść?
Pokiwała przecząco głową i spojrzała na moje usta.
-Bardzo chciałam, żebyś przy mnie był. Twój dotyk mi pomógł.
-Przestraszyłaś mnie.
Pocałowałem ją w czoło i nabrałem do płuc dużo powietrza. Nigdy nie czułem tak dużej ulgi, jak wtedy, gdy usłyszałem, że stan Chloe jest stabilny, a z jej krwią już wszystko w porządku. Cieszyłem się, że mam ją przy sobie. I Charlesa. Chloe zaczęła bawić się guzikami od mojej koszuli. Mówiła cicho i powoli.
-Jest do Ciebie podobny. Ma ten sam nos. Oczy, usta. I uśmiech. Będzie przystojnym mężczyzną.
Uśmiechnęła się a ja pocałowałem ją w usta. Była zmęczona, powinna odpocząć. Nagle obydwoje odwróciliśmy się, spoglądając na pielęgniarkę, która do nas podeszła. Trzymała w ręku telefon.
-Powinna pani wracać do łóżka, jest pani jeszcze słaba.
Złapałem Chloe za rękę a pielęgniarka podeszła bliżej. Spojrzałem na jej zmartwioną minę. Wyciągnęła w moim kierunku rękę.
-A to telefon do pana. Pan Sam Benson.
Spojrzałem na Chloe, a ona jedynie otworzyła lekko usta. Czego mógł chcieć ode mnie Sam?

***

Ben
Spojrzałem w lewe lusterko i dałem gaz do podłogi. Ledwie sekundy dzieliły mnie od linii mety. Z całych sił uderzyłem w kierownice, gdy zatrzymałem się jako pierwszy. Sam nie wierzyłem w to co się właśnie wydarzyło. Otworzyłem drzwi wysiadając z auta. Czuć było sam dym i spaloną gumę. Dobra robota. Błagałem w duchu, żeby Dylan tego nie spierdolił. Musieliśmy to wygrać. Musieliśmy być w końcu pierwsi. Dylan utrzymywał pozycje. Wpakowałem ręce do kieszeni zaciskając je w pięści. Ta kasa była mi potrzebna. Dylan musiał ukończyć wyścig jako pierwszy. Byłem pewien, że gdyby był tu Justin, sam wygrałby dla nas ten wyścig, ale wiedziałam też, że Dylan zna na pamięć każdą jego najmniejszą radę. Każdą wskazówkę. Ten wyścig już był nasz. Zawracał. Był na prowadzeniu. Wyciągnąłem ręce z kieszeni i jebnąłem w drzwi, zamykając je z hukiem. Nosiło mnie z radości. Uśmiech ten jednak momentalnie zszedł mi z twarzy, gdy zdałem sobie sprawę, z tego co właśnie się wydarzyło. Ten złamas zniósł go z toru. Zaczęło mi walić serce, a spod maski nieźle się kurzyło. Ruszyłem biegiem przed siebie. Przepychałem się między ludźmi, którzy zdążyli już zrobić na torze niezły tłum. Podbiegłem do Nick’iego i nie przyglądając się nawet jego krzywej mordzie, z całych sił przywaliłem mu w nos. Upadł na ziemie zwijając się z bólu, a ja słysząc krzyk, odwróciłem się w stronę wozu Dylana. Było wokół niego siwo i zrobił się nagle porządny chaos.
-Dzwoń po karetkę!
Słowa ludzi dookoła odbijały mi się w głowie. Kurwa! To nie tak miało być..
-Dylan! Stary!
Potrząsnąłem nim, ale nie reagował. Nie widziałem jego twarzy, ale widziałem jak krew kapie po kierownicy. Przestraszyłem się.
-Odejdź.
Nie przeszkadzało mi to, że ktoś niezłym szarpnięciem mnie od niego odciągnął. Gapiłem się w niego a serce waliło mi coraz szybciej. Wyciągnąłem pośpiesznie telefon i nie wiem dlaczego, ale wiedziałem, że muszę zadzwonić do Justina. Stchórzyłem. Ciągle sygnał. Poczta. Kurwa.. Usłyszałem czyjś płacz.
-On nie oddycha..
Telefon wypadł mi z rąk, i jedyne co teraz słyszałem, to ekran rozbijający się o beton.
-On nie oddycha.
________________________________

I TYM WŁAŚNIE ZAKAŃCZAM DRUGĄ CZĘŚĆ :) MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ PODOBAŁO, EMOCJE BYŁY ;) 
POSTARAM SIĘ WRÓCIĆ JAK NAJSZYBCIEJ Z TRZECIĄ CZĘŚCIĄ <3

8 komentarzy:

  1. Dobrze że Chloe nic nie jest. Dylan nie może umrzeć i zostawić Maggy samej. Wracaj szybko z nową weną. DYLAN NIE MOŻE UMRZEĆ :-(

    OdpowiedzUsuń
  2. O jezu 😨😨Dylan...i Maggy... przecież oni wszyscy się załamią jak on umrze... a dziecko justina się urodziło w ten sam dzień... 😭
    Cudo cudo cudo 😍❤😘❤😍

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja cię kocham 😂❤ No nieźle ci powiem. Biedna Maggy :// Czekam 💕

    OdpowiedzUsuń
  4. Dylan ma żyć😭😭😭😭 Za każdym razem jestem pod wrażeniem twojego talentu tak trzymaj a ja obiecuje że będę czytać wszystko co napiszesz zdolniacho 💕💕

    OdpowiedzUsuń
  5. O Jezusie kochany♥
    Biedna Maggy tak jej współczuję :'(

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu,zaraz, czy ja przeczytałam że on nie oddycha?! Co!!! On ma żyć! On i Maggy mają być razem! 💙💚❤ nie!!! O a to dziecko, Jeju naresz ie się urodziło, i Chloe, która musiała tyle wycierpieć... 😍😍😍
    Jezu ja chce juz tą drugą cześć! A za ile byś ją pisała ? 😂

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham! Czekam na kolejną część z niecierpliwością

    OdpowiedzUsuń