15 paź 2016

Rozdzial 20

Wsadziłam ciasno splecione dłonie między uda, i mocno je zacisnęłam.  Wzięłam głęboki oddech, i jeszcze raz przeskanowałam wzrokiem miejsce, w którym właśnie siedziałam. Ciemno zielone kanapy, dębowe stoły i ciężkie beżowe zasłony. Kolejny raz zadawałam sobie w głowie pytanie, dlaczego zgodziłam się tu przyjść, ale nie potrafiłam ułożyć odpowiedzi nawet w myślach. Czułam potrzebę zaczerpnięcia świeżego powietrza, ale wstrzymałam je na kilka sekund, gdy moją uwagę przykuła siadająca obok mnie Susan. Uśmiechnęła się lekko i pogładziła materiał swojej białej sukienki. Miała starannie uczesane włosy, związane w warkocza i odrzucone do tyłu. Oczy miała podkrążone, a policzki nieco zapadłe. Spuściłam wzrok na swoje buty, gdy zdałam sobie sprawę, że intensywnie się jej przyglądam. Nie byłyśmy same. Kilkoro innych ludzi zajmowało się swoimi rzeczami, a pielęgniarka stała za wysokim, ciemnym biurkiem. Mój wzrok powędrował na chłopca siedzącego przy fortepianie, grającego coś ponurego, smutnego i przygnębiającego. Poczułam jakiegoś rodzaju obawę, a może strach. Przed tym miejscem, przed tymi ludźmi. Czułam się, jakbym jako jedyna wyróżniała się z tłumu. I właśnie tak było.
-Mamy dziś czwartek.
Spojrzałam na ciągle uśmiechającą się Susan. Potaknęłam tylko głową, nie otwierając nawet ust. Nie wiedziałam jak mam jej odpowiedzieć na tak proste stwierdzenie.
-Cieszę się, że przyszłaś. Nie łudziłam się nawet, że się zgodzisz.
-Chciałaś porozmawiać.
Odpowiedziałam pośpiesznie, przyglądając się ciągle jej zaszklonym oczom. Wyglądały jakby o coś prosiły. Trochę więcej spokoju, jakiejś pewności.
-Tak.
Pokiwała twierdząco głową, i zaczęła skubać paznokcie. Otworzyłam usta, ale z powrotem je zamknęłam. Zrobiło mi się jej żal. Aż tak bardzo zasłużyła sobie na to, żeby tu być?
-Masz ochotę na spacer?
Zaproponowałam bez zastanowienia. Ale  miałam nadzieję, że poczuje się lepiej, gdy będziemy same. Czułam na sobie wzrok każdego obecnego tutaj człowieka.
-Nie wolno mi stąd wychodzić.
-W ogóle?
Położyłam dłoń na kanapie, ale szybko ją zabrałam, gdy Susan na nią spojrzała. Poczułam się dziwnie.
-Faszerują mnie tutaj lekami, mają mnie za wariatkę .. ale rozumiem to. Jestem wariatką. To miłe z twojej strony, że tutaj jesteś, chciałam ci podziękować.
Patrzyła na mnie, jakby oczekiwała tego, że o coś zapytam. Ale ja tylko wpatrywałam się w nią, i miałam wrażenie, że rozmawiam z całkiem inną Susan. Była jak wrak człowieka.
-Za to, że tu przyszłaś, i .. przeprosić za.. wszystko.
-Nie miałam pojęcia o twoich telefonach. Justin nic mi nie powiedział.
-Wiem.
Podniosła swoje ciężkie powieki i spojrzała na mnie pustymi oczami. Nie pasowała tutaj. Przynajmniej w tej chwili była świadoma wszystkiego. Ale zdawałam sobie sprawę, że to przez dawkę leków jaką znosił jej organizm.
-Nie mówił Ci o telefonach, o próbach spotkania.. unikał mnie, traktował jak powietrze.. nie chciał psuć tego co było między wami, a ja nie mogłam tego zrozumieć.. Ale już wiem.. Odkąd tu jestem zrozumiałam, że to dlatego, że Cię kocha. I jesteś jego pierwszą miłością.. Gapiąc się w te cztery puste ściany zdałam sobie sprawę, że nigdy tego od niego nie usłyszałam.. nigdy nie powiedział, że mnie kocha… Stał się dla mnie obsesją. Zwariowałam, ale tak na serio..
Zaczęła się śmiać, a ja przełknęłam z trudem ślinę. Nadal skubała swoje paznokcie, a ja nie miałam zamiaru jej przerywać, mimo że ciężko było mi jej słuchać.
-Jestem wariatką, ale mogę cię tylko przeprosić.. że to zniszczyłam. Wiem, że to wiesz, ale chcę, żebyś usłyszała to ode mnie.. Justin odpychał mnie za każdym razem. Nie dotknął mnie, i.. zawsze był tobie wierny.. mimo że pragnęłam tego, żeby..
Przerwała, a po jej policzkach spłynęły łzy. Rozbolał mnie brzuch i poczułam, jakbym miała za chwilę zwymiotować. Zaczął mi przeszkadzać panujący tu zapach. Założyłam pasmo włosów za ucho.
-Jeszcze raz przepraszam cię za wszystko, Chloe. Nie chciałam niczego zniszczyć.. umyślnie..
Miałam ochotę złapać ją za dłoń i uścisnąć. Ale tam myśl szybko odeszła, pozostawiając po sobie nieprzyjemny i zimny dreszcz.
-Nie spodziewałam się, że to zajdzie tak daleko, ja..
-To nie twoja wina. Nie możesz się obwiniać.
Przerwała mi pośpiesznie.
-Przepraszam panie, ale niestety musimy zakończyć tą wizytę.
Obie spojrzałyśmy na uśmiechniętą, ciemnowłosą dziewczynę, która wcześniej stała za biurkiem za nami. Wstałam z kanapy, a Susan po chwili poszła w moje ślady. Dziewczyna odeszła, a Susan odsunęła się o krok i spojrzała poważnym wzrokiem.
-Jeszcze raz przepraszam.

***

Kręciłam się po kuchni i nie wiedziałam co mam ze sobą zrobić. W głowie odtwarzałam cały czas dzisiejszą rozmowę z Susan, ale próbowałam jakoś przepędzić tę myśl. Przez to wszystko czułam się okropnie, i zjadłam już z pół opakowania tabletek. Usiadłam przy stole i zakryłam twarz dłońmi. Czułam się winna. Ale nie potrafiłam odpowiedzieć sobie za co. Podskoczyłam nagle, gdy usłyszałam mój dzwoniący na ławie w salonie telefon. Domyślałam się, że to Justin, więc wstałam pośpiesznie i ruszyłam biegiem do pokoju. Odebrałam, podchodząc do okna.
-Justin?
-Cześć, Skarbie. Oczywiście, że ja.
Przejechałam dłonią po twarzy i pokiwałam przecząco głową.
-Tak, jasne, że tak. Po prostu czekałam aż zadzwonisz.
Usiadłam na kanapie i zaciągnęłam na nogi koc. Spojrzałam odruchowo w stronę okna mając wrażenie, że nie jestem sama. Odgoniłam szybko od siebie tą myśl i sięgnęłam po pilota, podgłaśniając telewizor. Chciałam zagłuszyć czymś ciszę, która panowała w całym domu.
-Zajmowałem się cały dzień Mellanie, ale w niedzielę wracam. Strasznie za tobą tęsknie.
W niedzielę.. a ja nadal tkwię w beznadziejnie dłużącym się czwartku. Wiedziałam, że jeśli powiem mu tylko słowo, zjawiłby się tu jeszcze dziś, ale przygryzłam boleśnie dolną wargę, żeby nic nie wymsknęło się niechcący z moich ust.
-W takim razie Mellania miała dzisiaj szczęście.
Justin zaśmiał się, a na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Brakowało mi tego dźwięku, i nie mogłam się doczekać kiedy w końcu będę mogła się do niego przytulić i nabrać do płuc jego perfum.
-Ja też za tobą tęsknie. Jak się czuje tata?
-Jakby miał trzydzieści lat. Zaskakująco dobrze. Jakoś się dogadujemy.
Uśmiechnęłam się szeroko, słysząc jego słowa. Ten tydzień razem chyba dobrze im zrobił. Cieszyłam się, że zdecydował się pojechać. Może to naprawi nieco relacje między nimi.
-Jeszcze nie będą chcieli cię puścić z powrotem. Zaśmiałam się, ale w słuchawce zapanowała cisza. Spoważniałam, i dopiero wtedy Justin się odezwał.
-Mellanie chyba za bardzo przyzwyczaiła się do mojej obecności. Jest taka kochana. Nadszedł dzień, w którym musiałem bawić się lalkami. Nie miałem wyjścia.
Zaśmiałam się, podciągając kolana pod brodę. Naprawdę za nim tęskniłam. Spojrzałam na zegarek i rozczarowałam się, gdy zobaczyłam tak wczesną godzinę. Zastanawiałam się co ja mam ze sobą zrobić przez te trzy dni. Podejrzewałam, że po prostu zanudzę się na śmierć.
-Nie mogę się doczekać kiedy cię zobaczę.
-Kochanie, nie wiesz jak bardzo ja bym teraz tego chciał.. ale, wszystko w porządku tak?
Odetchnęłam głęboko i zacisnęłam powieki.
-Tak, po prostu bardzo bym chciała, żebyś tu był.
-Obiecuje ci, że nie zorientujesz się kiedy, a już się zobaczymy. Musze kończyć, mała, Mellanie woła na kolacje.
Uśmiechnęłam się i odruchowo mocniej przycisnęłam telefon do policzka.
-Ucałuj ją ode mnie.
-Tak zrobię. Kocham cię .
-Ja Ciebie też.
Uśmiechnęłam się i przeciągnęłam przed ekran czerwoną słuchawkę.

***

Otworzyłam oczy, spoglądając prosto w czarny zegarek stojący na szafce nocnej, zaraz obok zdjęcia w srebrnej ramce. Zdjęcie naszej dwójki, jak i połowa łóżka na której rozpoczęłam właśnie kolejny nudny dzień, należały do Justina. Rozejrzałam się po przestrzeni przede mną, i leniwie odwróciłam się na drugą stronę. Wtuliłam policzek wygodniej w poduszkę, i wyciągnęłam nogę na pościel. Była dziesiąta, a dzień zapowiadał się lepiej niż wczoraj, niż cały tydzień wcześniej. Świeciło słonce, i z lekkim uśmiechem na twarzy mogłam stwierdzić, że do przyjazdu Justina zostały dwa dni. Zamknęłam oczy i postanowiłam, że nie wychodzę dzisiaj z łóżka. No może wyjątek stanowiła droga do lodówki. Otworzyłam nagle szeroko oczy i zdałam sobie sprawę, że coś nie pasuje. Nie wiedziałam do końca co, ale podniosłam się siadając, i rozglądając po sypialni. Byłam pewna, że torby leżącej obok wejścia do łazienki, na pewno nie było wczoraj wieczorem. Wyskoczyłam jak poparzona z pościeli i na boso ruszyłam na dół. Zeszłam ze schodów, i stanęłam wpatrując się w stojącego przy blacie kuchennym Justina. Odwrócił się i uśmiechnął szeroko. Podbiegłam do niego pośpiesznie, i skoczyłam, oplatając jego biodra nogami, i obejmując ciasno za szyję. Justin zaśmiał mi się do ucha, i przytulił mocno, łapiąc mnie w pasie. Złączyłam nasze usta w pocałunku, a Justin posadził mnie na blacie. Przeszedł mnie dreszcz, gdy poczułam pod tyłkiem zimną powierzchnię.
-Co za miłe powitanie.
Justin uśmiechnął się szeroko, a ja złożyłam na jego ustach jeszcze jeden, szybki i pojedynczy pocałunek.
-Co tutaj robisz?
Justin objął mnie mocniej i pocałował w czoło.
-Powiedziałaś wczoraj, że chciałabyś abym tu był. A więc jestem.
-Nie o to mi chodziło.. to znaczy.. o to, ale..
Odwróciliśmy się nagle w stronę kuchenki, gdy coś pomału zaczynało się przypalać. Justin puścił mnie, i zajął się z powrotem śniadaniem. Uśmiechałam się jak głupia, machając w powietrzu skrzyżowanymi nogami.
-Masz ochotę na coś konkretnego?
Justin podszedł do lodówki, i oparł się ręką o jej drzwiczki, przyglądając się zawartości.
-Na ciebie.
Justin spojrzał na mnie przez chwilę poważny, ale z sekundy na sekundę jego uśmiech stawał się coraz szerszy. Zamknął lodówkę i podszedł do mnie wolnym krokiem.
-Rozumiem w takim razie, że jesteś najedzona.
-Głodna, i to bardzo.
Uśmiechnęłam się szeroko, a Justin oparł się rękoma po oby dwóch stronach mojego ciała i pocałował mnie delikatnie w szyję. Objęłam jego tyłek nogami i przyciągnęłam mocniej do siebie.
-Nie masz pojęcia jak bardzo się cieszę, że już jesteś. Już miałam zamiar cały dzień przespać.
Justin zaśmiał się i pocałował mnie w policzek. Nie mogliśmy się od siebie okleić.
-Jeszcze nic straconego, pisze się na to.
Justin sięgnął do szafki z talerzami, a ja ześlizgnęłam się z blatu i siadłam przy stole. Jedną nogę wsadziłam pod tyłek, a drugą zginając, podciągnęłam pod brodę. Justin postawił przede mną talerz z jajecznicą, i miseczkę z pokrojonymi w kostkę owocami, które uwielbiałam. Do tego szklanka soku z pomarańczy, i zdałam sobie sprawę, że naprawdę jestem głodna. Justin usiadł naprzeciwko mnie, i oboje zabraliśmy się za jedzenie.
-Jak z tatą?
-Ehm.. dobrze. Naprawdę dobrze. Jest już nawet chętny wrócić do pracy.
Spojrzałam na Justina, i przyznam, że trochę mnie tym zaskoczył. Nie minął nawet tydzień, a wydawało się, jakby nic się nie stało.
-Tak szybko?
-Nie potrafił usiedzieć w domu, i tak siedział w papierach. A ty? Co robiłaś przez te dni?
Wzięłam do ręki szklankę i upiłam kilka łyków, aby mieć chwilę na przemyślenie swojej odpowiedzi. Nie mogłam powiedzieć o spotkaniu z Jordanem, ani o wizycie u Susan. To znaczy JESZCZE nie mogłam powiedzieć. Oczywiście miałam zamiar mu to wyjaśnić, ale nie teraz. To popsułoby poranek, jak i zapewne całą resztę dnia. Odstawiłam szklankę, oraz talerzyk z niedojedzoną jajecznicą.
-Siedziałam w domu, spotykałam się Maggy.. A w przyszły tydzień ja i Ty wybieramy się do galerii na pokaz.
Justin uśmiechnął się lekko i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem. Zaśmiałam się, i szybko zaczęłam tłumaczyć.
-W następny weekend w galerii będzie jakaś podobno bardzo ciekawa wystawa, a do tego nasze studio przygotowało jakiś pokaz. Małe baletnice.
Uśmiechnęłam się przepraszająco, a Justin wyszczerzył białe zęby.
-Zgadzasz się?
-Jasne.. ale chyba nie skończyłaś tego jeść?
Wskazał na mój talerz, a ja przyciągnęłam do siebie miseczkę z owocami i nabiłam na widelec kawałek arbuza.
-Mam tydzień, żeby wbić się w starą czerwoną sukienkę. A z moim wielkim tyłkiem.. muszę sobie odpuścić twoje pyszne śniadanie.
Wsadziłam pod pupę drugą nogę i nachyliłam się nad stołem, starając się z gracją i seksapilem zjeść tego arbuza. Wzrok Justina powędrował na odbijające się od mojej krótkiej koszulki sutki i otworzył lekko usta, kończąc śniadanie.
-Uwielbiam twój tyłek. Nie wolno ci z nim niczego robić, rozumiesz?
Zaśmiałam się, i oblizując usta wstałam od stołu. Czułam na sobie wzrok Justina, aż nie zniknęłam na schodach. Byłam pewna, że Justin pojawi się w sypialni, i uśmiechnęłam się szeroko, gdy usłyszałam go na korytarzu. Rzuciłam się tyłem na łóżko, i podparta na łokciach obserwowałam jak Justin w wejściu przeciąga przez głowę koszulkę, ukazując swój tors. Zaczęłam się śmiać, gdy pewnym krokiem ruszył w moim kierunku. 
____________________________________
MAM NADZIEJĘ, ZE JEŚLI SIĘ PODOBAŁO, ZOSTAWICIE KOMENTARZ, NA CO LICZĘ :)

10 komentarzy: