Wrzesień
-Tak, mamo. Tutaj jest naprawdę przepięknie.
-Za szybko dorastasz kochanie, nie dawno byłaś taka
malutka.
Zaśmiałam się do telefonu i po raz kolejny odepchnęłam
się stopami od ziemi, aby ławka z powrotem zaczęła się bujać. Ogród, w którym
właśnie siedziałam, i był już nasz, co brzmiało jak z kosmosu, był ogromny i
przecudowny. Świeciło słońce, śpiewały ptaki i cudownie pachniało świeżo
skoszoną trawą. Bardzo lubiłam ten zapach. Miejsca tutaj było jeszcze więcej
niż w domu Justina, a nie miało być nas wcale dużo więcej. Przejechałam dłonią
po brzuchu, przyglądając się mojemu pierścionkowi zaręczynowemu. Byłam taka
szczęśliwa.
-Kocham Cię mamo. Odezwę się niedługo.
-Ja ciebie też kochanie. Dbaj o siebie i o mojego wnuka.
Papa
Uśmiechnęłam się i zakończyłam połączenie. Brzuch nie
urósł mi wcale aż tak dużo, ale czułam się, jakbym przytyła z jakieś
dwadzieścia kilo. Waga jak na razie nie pokazywała nawet dobrze połowy z tego.
Spojrzałam na nasz piękny nowy dom i wstałam z ławki. Przez otwarte okna, dobiegała
z góry muzyka. Ruszyłam na taras, z którego wejście prowadziło do kuchni. To
znaczy miejsca, gdzie miała znajdować się kuchnia. Przez wakacje spędziłam
tutaj już trochę czasu i zdarzyłam przyzwyczaić się do tego miejsca. Cały dół
był gotowy do umeblowania i wprowadzenia się. Justin zajmował się w większości
malowaniem, a ja bardziej wystrojem. Miałam w głowie idealny plan jak umeblować
nasz przepiękny i ogromny salon. Już postanowiłam, że gdy moje dzieci będą mieć
swoje dzieci, każde święta spędzone będą w tym domu. I nikt się nawet nie ma
prawa sprzeciwić. Ruszyłam na schody śmiejąc się do siebie w reakcji na dobry
humor Justina. Jego śpiew naprawdę robił ogromne wrażenie. Weszłam po cichu do
naszej sypialni i ujrzałam ruszającego się na drabinie Justina z pędzlem w
ręku. Stał tam w samych spodenkach i z czerwoną bandamką na głowie. Chwyciłam
za inny pędzel, który leżał na stoliku przy wejściu i zamoczyłam go w kolorze
pudrowego beżu. Stanęłam obok drabiny i zaczęłam malować staranne i równe
serce. Justin przestał śpiewać i wiedziałam, że obserwuje co robię. Zszedł
ostrożnie na dół i odłożył swoje narzędzie pracy. Odwróciłam się do niego, a
Justin podszedł i zabrał i mój pędzel.
-Nie podoba się?
Zapytałam udając smutną, a Justin przyłożył palec do
mojego nosa i przejechał po nim, marząc mnie farbą.
-Ejj.
Zaśmiałam się, próbując to wytrzeć w rękę. Oby dwoje
zaczęliśmy się śmiać, gdy rozmazałam się jeszcze bardziej.
-Oczywiście, że się podoba. Jest piękne.
Pocałował mnie w usta, przygryzając przy tym lekko moją
dolną wargę. Złapałam za jego koszulkę, a Justin przejechał palcami po mojej
szyi. Drgnęłam a Justin zaśmiał się. Sięgnął po butelkę wody i oparł się o stół
z farbą, pędzlami i innymi rzeczami. Gdy już napił się, odstawił butelkę i
wyciągnął do mnie rękę. Złapałam za jego dłoń, a Justin pociągnął mnie do
siebie i przytulił się do moich pleców. Sypialnia była naprawdę duża, zresztą
jak wszystkie inne pomieszczenia. Dom był zdecydowanie na duży jak na trójkę
mieszkańców. Był za duży nawet na czwórkę, czy piątkę.
-Wstawię tutaj największe na świecie łóżko. Ustawię je
tak, że gdy będziemy z niego wychodzić po długim, niesamowitym seksie, droga
będzie prowadzić prosto do łazienki. Tam wstawię największą na świecie wannę, w
której będziemy brać najdłuższe na świecie kąpiele. Już nie mogę się doczekać.
Justin przygryzł płatek mojego ucha a ja się zaśmiałam.
Odwróciłam się w jego stronę, a Justin złapał w palce mój podbródek i ugryzł
moją dolną wargę, by pociągnąć ją do siebie.
-Jesteś wariatem, wiesz?
-Za to mnie pokochałaś.
Uśmiechnął się szeroko, a ja zaczęłam się śmiać. Miał
rację. Pokochałam go w sumie za wszystko. Justin złapał mnie w pasie i w
sekundę siedziałam na stole. Odrzucił wszystkie moje włosy do tyłu i zaczął
mnie delikatnie całować po szyi. Uważnie słuchałam co mówił między pocałunkami.
-Gdy nasz syn, uroczy po ojcu, trochę podrośnie, z chęcią
zabiorę się za córeczkę.
Teraz to naprawdę zaczęłam się śmiać, coś było z nim nie
tak.
-Justin, na razie twoje dziecko jest w drodze. A ty
mówisz o drugim?
-Nasz syn musi mieć siostrę, którą będzie chronił przed
niegrzecznymi chłopcami. Sama dobrze wiesz, że rodzice nie mogą wiedzieć
wszystkiego.
-Jesteś gotowy na drugie dziecko, gdy nawet jeszcze nie
wiesz jak to w ogóle jest być ojcem?
Justin oparł się o stół po oby dwóch stronach mojego
ciała i uśmiechnął się patrząc mi w oczy. Złapałam za jego policzki i
przejechałam kciukiem po jego wargach. Był taki przystojny.
-Po prostu cię kocham. To wystarczy, żeby dla ciebie
zmierzyć się dosłownie ze wszystkim.
Pocałował mnie długo i namiętnie, mrucząc mi do ust.
Odkąd weszłam do tego pomieszczenia nie przestawałam się uśmiechać. Jego dobry
humor był zaraźliwy.
-Chyba brakuje ci dzisiaj miłości.
-Tak, chętnie przeleciałbym cię teraz na tym stole. Przy
otwartym oknie, żeby sąsiedzi poznali moje imię.
Zaśmiałam się głośno i odepchnęłam Justina lekko od
siebie, żeby ześlizgnąć się ze stołu. Pocałowałam go w policzek i złapałam za
jego pędzel.
-Oczywiście kotku, ale jeszcze bardziej niż dziki seks na
stole wolisz malowanie ścian. Pomarzyć możemy później.
Uśmiechnęłam się i wręczyłam Justinowi to co miałam w
ręku, Justin zrobił śmieszną nadąsaną
minę i przykładając do czoła dwa palce chciał powiedzieć, że wraca do pracy.
Nie miał chyba innego wyjścia. Pocałował mnie jeszcze szybko w głowę i wrócił
do malowania śpiewając przesadnie głośno. Puściłam mu buziaka w powietrzu i
ruszyłam na dół po zimną lemoniadę dla niego.
***
Poprawiłam torebkę na ramieniu i wyszłam z kawiarni,
żegnając się z Maggy. Co prawda ciężko było mi słuchać jak mówi o rozkojarzonym
Dylanie od dłuższego już czasu, i nie pisnąć ani słówka, że cokolwiek na ten
temat wiem. Nie wiedziałam w sumie dlaczego to wszystko, ale końcowym efektem
był wyścig. O tym wiedziałam. Nienawidziłam wybierać między Maggy a Justinem,
ale był dla mnie ważniejszy. Jeśli Maggy dowiedziałaby się wszystkiego ode mnie
zamiast od samego Dylana, kłótnie miałam gwarantowaną. Nie miałam zamiaru
kłócić się o to, ani nawet o cokolwiek innego z Justinem. To było naprawdę
trudne, i miałam nadzieję, że w nowym domu, nowym miejscu i nowym otoczeniu,
życie będzie trochę łatwiejsze. Nie marzyłam, żeby w ogóle nic się nie działo,
bo wiedziałam, że jest nie możliwe, ale tak bardzo chciałam uniknąć
niepotrzebnych problemów.. miałam ich za sobą już sporo. I na większości
cierpiałam albo ja, albo co gorsza Justin.
Myśli przerwał mi dźwięk telefonu. Byłam pewna, że to Justin. Ostatnio
był bardzo punktualny, jeśli chodziło o to, żeby mnie odbierać. Nie chciał
spuścić mnie z oka nawet na pięć minut, jeśli nie było to konieczne. Wcisnęłam
zieloną słuchawkę.
-Kochanie, za dziesięć minut mogę być. Skoczę tylko do
jeszcze jednego sklepu, siedzisz jeszcze z Maggy?
-Właśnie wyszłam, ale pójdę jeszcze po świeże owoce, nie
musisz się spieszyć.
-Za chwilkę będę , pa Skarbie.
-Pa, Justin..
Wypowiedziałam jego imię trochę ciszej niż zamierzałam,
gdy podniosłam wzrok, i ujrzałam przed sobą Susan. Zdałam sobie sprawę, że
przez chwilę wstrzymywałam oddech, gdy w końcu mi go zabrakło.
-Przepraszam, nie chciałam Cię wystraszyć.
-Nie wystraszyłaś.
Schowałam telefon do torebki i znów ją poprawiłam, razem
z ramiączkiem sukienki. Szczerze trochę mnie przestraszyła. I zdziwiła. Co ona
w ogóle do cholery tutaj robiła?
-Chciałam Cię zobaczyć.
-Mnie?
Odpowiedziałam bez zastanowienia. Wyglądała lepiej niż
wtedy, gdy widziałam ja w klinice. Była jakaś taka bardziej.. ożywiona. Ale
zanim zdążyła mi odpowiedzieć, wyrwało mi się kolejne pytanie.
-Nie jesteś już w klinice?
Zaczęła skubać paznokcie, uciekając wzrokiem. Patrząc na
nią nie mogłam uwierzyć, że to ta sama Susan, która kiedyś chętnie wydłubałaby
mi oczy na sam mój widok. Teraz pewnie też miała na to ochotę.
-Zastanawiałam się czy to prawda. Musiałam się
dowiedzieć.
Zmierzyła moją sylwetkę od góry do dołu i zdałam sobie
sprawę, że mówi o ciąży. Skąd ona miałaby o tym wiedzieć, i od kogo..?
-Śledziłaś mnie?
-Nie. Po prostu.. czekałam aż stamtąd wyjdziesz..
Wskazała machnięciem głowy na kawiarnie, przed którą
nadal stałyśmy. Nie miałam ochoty dłużej z nią rozmawiać. Jej zachowanie było
dziwne. Już prawie zdążyłam o niej zapomnieć.
-Jesteś chora..
Wyminęłam ją i chciałam iść gdziekolwiek, byleby dłużej
na nią nie patrzeć, ale Susan złapała mnie za rękę, bym zaczekała. Odwróciłam
się w jej stronę.
-Puść mnie.
Spojrzałam na jej ściśniętą na moim ramieniu dłoń, a ona
nie chętnie mnie puściła. Nie podobało mi się to.
-Przestań się tak zachowywać. Nie masz odwagi porozmawiać
ze mną po tym, jak odebrałaś mi Justina? I o mało co nie zabiłaś mnie butelką?
Otworzyłam tylko ze zdziwienia buzię, ale po chwili
podeszłam do niej stanowczo blisko, krzyżując na piersi ręce. Miałam jej
naprawę dość.
-Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że nikogo ci nie zabrałam?
Justin nigdy cię nie kochał, a ty uroiłaś to sobie w tej małej, głupiutkiej
główce. Nie da być z kimś na siłę, niech to do ciebie w końcu dotrze.. Justin jest
teraz szczęśliwy, będzie ojcem.. ma swoje życie. Ty też powinnaś zająć się
swoim, i zniknąć z naszego raz na zawsze. A jeśli nadal sobie z tym nie
radzisz, to znaczy, że nie powinni cię stamtąd w ogóle wypuszczać. Przestań
zatruwać moje życie, bo moja cierpliwość w końcu się skończy. I przestanę być
dla ciebie miła. Teraz żałuję, że mam tak słabego cela..
-Ty nic nie wiesz o uczuciach Justina do mnie. W ogóle
bardzo mało wiesz.. Wiem, że nadal coś do mnie czuje, tylko po prostu ty do
siebie tego nie dopuszczasz. To jego dziecko?
Pchnęłam ją i szczerze miałam ochotę jej przywalić, ale
poczułam, że ktoś odciąga mnie od niej, i staje między nami. Ujrzałam
zszokowaną twarz Justina. Susan złapała go za ramię, a on odwrócił się w jej
stronę i wyrwał spod jej dotyku.
-Co ty wyprawiasz? Chloe wsiądź do auta, ta rozmowa
właśnie się skończyła.
Splątał pośpiesznie nasze palce i zaciągnął mnie do
samochodu. Otworzył mi drzwi, i gdy wsiadłam do środka, szybko zajął miejsce
obok mnie. Bez zastanowienia odpalił silnik i odjechał. Spojrzałam ostatni raz
na Susan i poczułam ogromny ból w brzuchu.
-Skąd ona się tam do cholery wzięła, i dlaczego z nią
rozmawiałaś? Czy ty ją uderzyłaś?
Był zły. A zaledwie dziesięć minut temu zdążyłam o tym
pomyśleć. Zacisnęłam powieki, gdy poczułam ból nie do zniesienia.
***
Justin
Wstałem szybko z krzesełka, gdy lekarz wyszedł z sali.
Mężczyzna uśmiechnął się, bo wiedział, że od razu o wszystko go wypytam. Sam
jednak na szczęście chciał mi wszystko wytłumaczyć. Serce biło mi jak szalone.
-Panie doktorze, co z nią?
-Zrobiliśmy wszystkie badania, także ginekologiczne. Z
dzieckiem wszystko w porządku, takie bóle się zdarzają, to prawdopodobnie z
nerwów, ale.. pacjentka powinna tego unikać, potrzebny jest jej spokój.
-Czyli z dzieckiem wszystko dobrze?
Chciałem się upewnić na sto procent. Pierwszy raz tak
cholernie się bałem, usłyszeć tego, czego bym za nic w świecie usłyszeć nie
chciał. Chloe i mój syn byli dla mnie najważniejsi. Nie wiedziałem co mam ze
sobą zrobić, chodziłem w miejscu. Chciałem dowiedzieć się wszystkiego, ale
chciałem też jak najszybciej ją zobaczyć.
-Z dzieckiem wszystko dobrze, tylko martwiłbym się
bardziej stanem pańskiej małżonki. Ogólnie jest bardzo słaba, jej waga powinna
być też wyższa, nosi w sobie przecież nowe życie. Jej organizm nie najlepiej reaguje
na wiele rzeczy. Bardziej niż to przeciętnie wygląda narażona jest na wymioty,
zawroty głowy, czy krwotoki. Zrobiliśmy dodatkowe badania krwi, więc
najwcześniej do domu będzie mogła wrócić jutro. To niekonieczne, ale myślę, że
tak będzie lepiej. Przepisze jej witaminy.
-Dziękuję. Mogę do niej wejść, prawda?
-Tak, oczywiście.
Wysiliłem się na krótki uśmiech i pośpiesznie wszedłem do
sali. Chloe leżała bokiem, odwrócona do mnie tyłem i skulona w kłębek. Usiadłem
na krzesełku obok niej, a Chloe wytarła pośpiesznie łzę, która spływała jej po
skroni.
-Kochanie, dlaczego płaczesz?
Złapałem ją za dłoń i długo pocałowałem. Zaczynałem się o
nią naprawdę bać. Czułem się winny, że dopuściłem do tego, żeby spotkała się z
Susan.. Chloe przetarła nos wolną ręką i spojrzała w okno. Nie rozumiałem
dlaczego unika mojego wzroku.
-Przepraszam, nie powinienem na ciebie krzyczeć w aucie. Nie
byłem zły na ciebie, tylko na tą nią. Widziałem jak ją popchnęłaś wiedziałem,
że nie powinna się do ciebie zbliżać, że robi to celowo, chce cię sprowokować.
Chloe pociągnęła nosem i podniosła się, naciągając pościel.
Nie płakała, ale łzy same leciały jej jedna po drugiej.
-Zapytała, czy jestem pewna, że to twoje dziecko.. nie
miałam zamiaru jej dotykać to samo ze mnie wyszło. Tak bardzo bym chciała, żeby
to wszystko się już skończyło.. te wszystkie problemy, ludzie którzy za wszelką
cenę od samego początku chcą zniszczyć nasz związek.. nie rozumiem tego wszystkiego,
nie rozumiem dlaczego się to dzieje.. nie daje sobie z tym rady, po prostu mnie
to przerasta..
Podciągnęła kolana i zasłoniła twarz dłońmi płacząc przy
tym. Była delikatna i wrażliwa na wszystko. Była istotką, która nie zasługiwała
na nic co złe, a spotykało ją dużo nie szczęścia, w dużej części z mojej winy..
pokiwałem przecząco głową, gdy to ja miałem ochotę się rozpłakać widząc ją w
tym stanie.
-Chloe..
Położyłem się ostrożnie obok niej, i mocno ją do siebie
przytuliłem. Chloe schowała twarz w moją koszulkę próbując opanować płacz. Pocałowałem
ją w głowę, jeżdżąc pocieszająco dłonią po jej plecach. Nie miałem pojęcia co
mam innego zrobić. Była taka krucha.
-Obiecuję ci, że to wszystko się skończy. Wyjedziemy stąd
i zaczniemy lepsze życie, bez tych wszystkich ludzi. Tak bardzo chciałbym,
żebyś była szczęśliwa..
-Jestem szczęśliwa.
Podniosła głowę, przerywając mi. Wpatrywała się we mnie
swoimi wielkimi oczami. Pocałowałem ją w czoło długo, zamykając oczy, i
położyłem dłoń na jej brzuchu. W tej chwili obiecałem sobie, że postawie na
głowie cały świat, aby więcej nie musiała płakać z tego powodu. Ani z żadnego
innego. Otworzyłem nagle oczy, a Chloe podniosła się, opierając ręką o
poduszki. Uśmiechnąłem się szeroko, gdy Chloe podniosła na mnie wzrok, wpatrują
się we mnie szeroko otwartymi oczami.
-Czułeś to?
Serce znów szybciej zaczęło mi bić, gdy zdałem sobie
sprawę, że poczułem przed chwilą pierwsze kopnięcie mojego syna. Chloe
skrzywiła się, ale za chwilę szeroko uśmiechnęła, gdy kopnięcie się powtórzyło.
Objąłem jej policzki i pocałowałem długo, ciesząc się jak wariat. Chloe
zaśmiała mi się w usta.
-Chloe, tak bardzo cię kocham.
________________________
CHYBA PRZESADZAM Z TYMI ROZDZIAŁAMI, I NADMIAR MOJEJ WENY MNIE PRZERAŻA :'D
GENIALNY rozdział proszę pisz takie częściej :-* Nadmiar weny to samo dobro zwłaszcza dla nas uzależnionych czytelników twojego ff :-D <3
OdpowiedzUsuńhahah dziękuje , kochana jesteś <3
UsuńNie spodziewałam sie kolejnego rozdziału, ale nie narzekam. Pisz jak najwięcej xd Kocham ❤
OdpowiedzUsuńdziękuję miś <3
UsuńTo dobrze ze masz dużo weny:-P
OdpowiedzUsuńSuper rozdział❤
A tak w ogóle w którym miesiącu jest chloe bo się trochę pogubiłam<3
Kocham Cię Misia <3
początek piątego miesiąca xd dziękuję Skarbie <333
UsuńChociaż odeszłam z aska o ff nie zapomniałam��.
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział kochana��
ja i tak na Ciebie czekam miś <3
Usuńdziękuję :*
Nie jest świetny nie spodziewałam się dzisiaj rozdzialu. Ale jest świetny dobrze że Chloe I jej synkowi nic się nie stało. Mam nadzieje że ta cala Susan wkońcu zniknie z ich życia. Naprade nie powinnaś zamartwiać się że mam wene do pisania dla nas to lepiej. Bo to weekendu byśmy nie wytrzymali
OdpowiedzUsuńdziękuję ;*
UsuńMi już brak słów żeby to oceniać ❤😍 Totalna miazga dziewczyno ! ❤ Kocham to co piszesz 💘
OdpowiedzUsuńDZIĘKUJĘ, DZIĘKUJĘ, NAPRAWDĘ DZIĘKUJĘ <3
UsuńTo baaaaaaaaardzo dobrze ze masz tyle weny 😍😍 dla mnie możesz mieć nawet jeszcze więcej 😂😂😂 o jeju dobrze ze jej nic nie jest.... tak bardzo nie moge doczekac sie jak sie urodzi.. i jakie będzie imię 😍❤️❤️
OdpowiedzUsuńtylko żeby później jej nie zabrakło xd dziękuję miś :*
UsuńBOŻE DLACZEGO ♥♥♥♥ JEZU JAK JA TO KOCHAM
OdpowiedzUsuńHej możesz mi podać link do twojego bloga bo nie mogę znaleźć proszę
Usuńhttps://say-you-remember-us.blogspot.com/2016/12/rozdzial-36.html?m=1#comment-form
Usuńhttp://say-you-remember-me.blogspot.com
Usuńhttp://say-you-remember-us.blogspot.com
<3
Do Anonima, wydaje mi się ze to było do mnie XDD wiec pisze teraz na wattpadzie.
UsuńCzadowe stara! 😅Kocham ich, są Boscy!!! 😍😍😍
OdpowiedzUsuń